wtorek, 11 grudnia 2007

Sasnal w Zachęcie - "Podoba mi się..."

Ostatniej soboty połowa z nas była w Wawie i nie omieszkała zajrzeć na największe wydarzenie tego "malarskiego roku" w Polsce, czyli retrospektywę Wilhelma Sasnala w Zachęcie.
Obrazy najnowsze i trochę starsze, najstarszych to chyba raczej nie było. Monochromatycznie, czasem psychodelicznie a nawet surrealistycznie o Picassa zahaczając. Generalnie dzieje się i aby posłużyć się cytatem z pewnej "grupy"... "Mi się podobało! Naprawdę, fajne!"

wtorek, 27 listopada 2007

Co tam w beskidzkim mieście, które mija się jadąc na narty do Szczyrku?

W jednym z artykułów zamieszczonych na "Obiegu" recenzującym Foto Art Festiwal w Bielsku odnaleźć można...
"Pierwsza edycja FAF, która odbyła się na przełomie czerwca i lipca 2005 była zaskoczeniem, a może raczej pozytywnym rozczarowaniem. Bo nagle, z daleka od kulturalnych tras i głównego obiegu sztuki, w beskidzkim mieście, które mija się najwyżej jadąc na narty do Szczyrku, powstał przegląd fotografii z całą pewnością nie prowincjonalny."



Jeżeli ktoś będzie wybierał się na narty do Szczyrku to może na chwilę zjechać z trasy i zobaczyć wystawę pokonkursową Bielskiej Jesieni. Czy warto...?
Jest kilka prac, dla których warto, naprawdę! Cieszy nas bardzo przyznanie Grand Prix duetowi Wojtek Kubiak/Lidia Krawczyk.
Jednak zastanawiający jest status tej imprezy bo pretenduje do ogólnopolskiego wydarzenia ale nie może się uwolnić od lokalnego charakteru.Tak czy inaczej, nie wszystkie wybory, według nas, są trafne. Natomiast już jutro (29 listopada o godz. 18.00)Galeria Bielska zaprasza na sesję "Malarstwo a może konceptualizm", to pewnie tak na marginesie niektórych "zbyt konceptualnych" projektów malarskich biorących udział w konkursie.

czwartek, 22 listopada 2007

prowincja - ważne słowo?

Może wreszcie znajdziemy trochę czasu żeby coś więcej napisać o odczuciach, które sprowokowały nas do założenia tego bloga, tymczasem...
Krótki komentarz do panującej ostatnio "mody na prowincję"...

W najnowszymNotesie Bęc Zmiany znaleźć można "oświadczenie" o utworzeniu trójkąta współpracy między BWA Zielona Góra, BWA Białystok i Bytomską Kroniką. Ich manifest publikujemy we fragmentach poniżej... W sumie, brzmi on dość intrygująco...

"Peryferia stają się centrami. Tak bynajmniej twierdzą niektórzy specjaliści. A może to centra stają się coraz bardziej peryferyjne? Tak czy inaczej, owe tektoniczno-społeczne przesunięcia nie pozostają bez wpływu na sposób w jaki działają dziś instytucje sztuki. Mając świadomość zmian, i kompletnie nie
wiedząc co one przyniosą, postanowiliśmy ogłosić istnienie areny wymiany
myśli/ mowy/ uczynków (niepotrzebne skreślić) pod szyldem Trójkąt Bermudzki PL. TB PL to nowo powołana (stało się to dokładnie 22 października 2007 w godzinach wieczornych) platforma międzyinstytucjonalna, zawiązana pomiędzy galeriami sztuki współczesnej funkcjonujących na geograficznych obrzeżach Polski. Trzy instytucje "peryferyjne", uznawane powszechnie za jedne z najważniejszych krajowych ogniw sztuki współczesnej, ale i też będące granicznymi "przyczółkami walki" (...)"

Swoją drogą, to wydaje mi się znamienne, że przymierze to zawarte zostało prawdopodobnie w samym Centrum (czyt. Wawa).

środa, 7 listopada 2007

Lustracja Supermarketu Sztuki / polemika Agnieszki Żechowskiej

Poniżej zamieszczam w całości, polemikę Agnieszki Żechowskiej z tekstem Stacha Szabłowskiego...


Lustracja Supermarketu Sztuki

W dodatku ogólnopolskiego „Dziennika” „Kultura” z dnia 2.11.07 ukazał się artykuł Stacha Szabłowskiego pt. „Podróbka biennale”. Artykuł dotyczył międzynarodowego biennale Supermarket Sztuki (im)mortal love. W tekście krytyk zamieścił kilka nieprawdziwych i mylących informacji.

Stach Szabłowski, już na samym początku artykułu, określił Supermarket Sztuki jako „kolejny salon urządzony z myślą o promocji młodych artystów”. Tymczasem definicja supermarketu jest sprzeczna z definicją salonu. Już na poziomie nazwy pojawia się nieporozumienie. Założenia i sposób pracy nad rozwijaniem Supermarketu Sztuki trochę się różnią od salonowych prezentacji. Różnic jest wiele. Salony - narodowe galerie, centra sztuki, akademie sztuki - są finansowane z budżetu państwa. Dodatkowo otrzymują one dofinansowanie ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na realizację bardziej kosztownych przedsięwzięć. Supermarket Sztuki zawsze był niezależnym projektem – wizją artystyczną - finansowanym ze środków własnych (czyt. prywatnych pieniędzy) oraz dofinansowywanym ze środków publicznych przeznaczonych na realizację zadań z zakresu kultury. Kluczowe osoby realizujące projekt nie były zatrudnione w instytucji kulturalnej i nie realizowały go w ramach swoich obowiązków czy zadań. Projekt ma formułę elastyczną - twórczą, to znaczy pozwalamy sobie na modyfikowanie sposobów jego realizacji i redefiniowanie ogólnie sformułowanych celów, którymi są: promowanie młodych artystów i prezentowanie sztuki współczesnej w kontekście społecznych czy kulturowych zjawisk. Nasze rozumienie i doświadczenie zmieniają się. Na taką arbitralność organizatorzy salonowych prezentacji raczej nie mogą sobie pozwalać. Nie trzymamy się raz nadanych znaczeń, poddajemy je dekonstrukcji, tak, żeby rozwijać projekt i nie powtarzać raz ustalonych reguł.

Trwałym elementem projektu jest nazwa - Supermarket Sztuki - rozumiana jako nazwa własna. Pozostałe określenia mają charakter opisowy, na przykład biennale, bo co dwa lata. Zdaję sobie sprawę z tego jak dużą rangę nadaje się temu słowu w kontekście wielkich prezentacji sztuki na świecie. Określenie „biennale” jest wtedy częścią nazwy własnej, np.: Biennale w Wenecji, Biennale w Moskwie, Biennale w Sao Paulo itd. Mają one potężne budżety i realizowane są przez doświadczonych, obecnych w międzynarodowym obiegu, kuratorów i prezentują często już uznanych artystów. Mają one charakter prestiżowy, narodowy, a także polityczny. Samo słowo „biennale” zyskało w związku z tym wielu wyznawców, stało się słowem tabu. Mówi się: „nazwa jest nadużywana”. Dla mnie to absurd.

My chcemy tworzyć ciekawą prezentację, poszukiwać nowej formuły na definiowanie sztuki i budowanie jej kontekstów. Chcemy dawać artystom możliwość uczestniczenia w niestandardowym projekcie, inspirować ich i nie musi to być koniunkturalne. Łowcy głów nie stoją w centrum naszego zainteresowania. A z drugiej strony jest jeszcze za wcześnie, by ocenić rezultaty tegorocznego projektu. Stach Szabłowski, na wszelki wypadek - tuż po otwarciu wystawy - wypowiedział się w imieniu innych kuratorów, chociaż sam nie obejrzał wystawy dokładnie, skoncentrował się na usterkach organizacyjnych. To musi być wyjątkowo łatwe dla kogoś, kto pracuje w rozbudowanej instytucji państwowej z potężnym zapleczem. (Stach Szabłowski jest krytykiem sztuki współczesnej, ale także kuratorem w Centrum Sztuki Współczesnej „Zamek Ujazdowski” w Warszawie).

Skojarzenie z czasami PRL-u jest co najmniej niestosowne. Wydaje się ono być projekcją własnego kontekstu instytucjonalnego krytyka, na niezależną, prywatną - non-profit - inicjatywę. Kontekst oficjalnej instytucji, która jest kontynuacją dawnego systemu, daje przewagę w konfrontacji z małą, niezależną fundacją (i w dodatku prowadzoną przez kobietę). Pozycja krytyka jest w takiej sytuacji bardzo wygodna. Wygląda na to, że niezależne inicjatywy działające bez ochronnego parasola wielkich instytucji artystycznych powinny być niszczone. To przypomina sytuację z PRL-u. „Niedobór” ochronnego parasola jest największą wadą projektu. Prac nie trzeba oglądać, by je źle ocenić – en bloc. Nie wybierał ich żaden znany autorytet. Stach Szabłowski tropi PRL tam gdzie go nie ma.

Ciekawe jest to, jak wielkie znaczenie dla krytyka sztuki - pracującego od lat w dużej instytucji - ma budynek, jego usytuowanie i jego atrakcyjność oraz to, kto jest jego oficjalnym właścicielem czy zarządcą. Oddzielenie wystawy od lokalu, w którym jest ona prezentowana jest symptomatyczne. Umożliwia ono bezpośredni atak na jakość prezentacji. Stach Szabłowski dokładnie przyjrzał się architekturze szkoły, w której jest prezentowana wystawa Supermarketu Sztuki, ale niewiele uwagi poświęcił pracom artystów. Pokazuje to jego stosunek do realizowania wystaw - najważniejsza jest mocna fasada.

My nie dostaliśmy budynku „na ładny uśmiech”, obecność w nim wystawy nie była oczywista. To sukces, że udało nam się taką lokalizację (dawna szkoła przy ul. Górskiego 9 w Warszawie) wyszukać i uzyskać. Problem ze znalezieniem miejsca na wystawę był o wiele bardziej podstawowy, niż to sugeruje Stach Szabłowski. Na nonszalancję nie mieliśmy czasu. Tu chodziło po prostu o znalezienie miejsca i o realizację projektu.

Porównanie z Biennale w Berlinie jest chyba żartem. Trudno to inaczej skomentować.

(Supermarket Sztuki to czwórka studentów plus niezależna kuratorka). Jeżeli krytyka sztuki zadowalają powierzchowne skojarzenia i zaklęcia (tu szkoła - tam szkoła, to biennale i tamto biennale), to trudno z tym polemizować. Nam o wiele bardziej przydałaby się trochę głębsza refleksja o wystawie i pracach. Z krytyki Stacha Szabłowskiego trudno wyciągnąć jakiekolwiek konstruktywne wnioski. Szkoda.

Agnieszka Żechowska

sobota, 3 listopada 2007

Supermarket Sztuki / komentarze uczestnika


Nasz billboard/banner zawisł na fasadzie budynku przy ulicy Górskiego



Agnieszka i Kamil podczas otwarcia Supermarketu...


Dziś miałem okazję czytać tekst Stacha Szabłowskiego "Podróbka biennale". Jak to określiła znajoma "totalna miazga". Fakt...

Tak jakoś się stało że jestem jednym z uczestników tej "miazgi" i całkiem subiektywnie chciałbym się odnieść do tekstu pana Szabłowskiego, który popłynął po powierzchni całego wydarzenia nokautując organizatorów nim zdążyli wyjść na ring.

Ale na początek kilka prostych uwag:
- tegoroczne BIENNALE jest po mimo wszystko, interesującym wydarzeniem
- zgromadziło kilkudziesięciu młodych artystów, wielu zupełnie nieznanych co nie znaczy nie wartych uwagi, przy czym wspomniany tekst odradza oglądanie czegokolwiek, przez pryzmat organizacyjnego "niewyrobienia się" skreśla 50 artystów i ich "nic nie warte prace", nie wspomina o ekspozycji w galerii LETO, gdzie panowała kameralna atmosfera i wycinek wystawy bardzo dobrze przygotowany. Rozumiem, że według Stacha Szabłowskiego, z jednej strony wystawa na Górskiego wpisuje się w "modne ostatnio trendy" wychodzenia poza galerię ale jest fatalnie przygotowana, natomiast w Leto jest profesjonalnie umieszczona w "nudnym white cube". Ale poza dużym wycinkiem o architekturze oraz interesującym porównaniem Supermarketu i peerelowskiego sklepu, tudzież dywagacje na temat Biennale w Berlinie (sic!), w tekście Szabłowskiego jest tylko zdanie lub dwa o samych pracach, czyli nic ciekawego. SORRY!!!
- Według mnie na biennale jest co najmniej tyle bardzo dobrych prac co i średnich realizacji, warto powalczyć z wystawienniczym chaosem i odszukać te ciekawe wątki; organizatorzy zdając sobie sprawę ze swojej wernisażowej wpadki, wynikającej z ekstremalnie krótkiego czasu jaki mieli na przygotowanie wystawy (walcząc z biurokratycznymi absurdami) postanowili urządzić finisaż, by zamazać złe wrażenie. Liczę że zobaczymy wtedy naprawdę dobrą wystawę pozbawianą dekoncentrującego bałaganu i uzupełnią o brakujące (podczas otwarcia) prace.

Supermarket Sztuki jest organizowany przez grupkę zapaleńców, którzy starają się realizować tą coraz mocniej rozwijającą się się imprezę bez wsparcia wielkiej instytucji zapewniającej finansową stabilność, wysoki budżet. Obrywają za to bez pardonu i bez sensu, bez rzetelnej krytyki.

Szczerze polecam zmierzenie się z (im)mortal love, aby zobaczyć co mają do powiedzenia o niej młodzi artyści z całego świata...


Sami do ostatniej chwili pomagaliśmy przy montażu tej wystawy, widziałem wysiłki Agnieszki i Kamila starających się jakoś dopiąć całość, niestety przegrali z czasem, materią budynku, brakiem ludzi do pomocy, pocztą, awariami prądu, i wieloma innymi rzeczami... ale dziękuje im że robili wszystko co w ich mocy!


Instalacja Anny Cygańczyk "Ściana płaczu"


Nasze prace w ciasnym, szkolnym korytarzu


"Madonny" Agnieszki Zwolińskiej


otwarcie w galerii LETO


Zdjęcia Joanny


Prace Ewy Axelrad


Paweł Żugaj "Nina"


Jedna z prac której nie udało się na czas zainstalować...
Dorota Kozieradzka "Odaliska"


start start start

Nadawanie z prowincji, z marginesu, z poza, jest ciężkie, ale interesujące z takiej pozycji jest komentowanie tego co w centrum.

nadawanie zaczynamay...
...start!